sobota, 12 maja 2012

~2~"Umowa"


John cały wieczór martwił się o rozmowę z Rin. To co powiedział mu Asai było po prostu niewyobrażalne ! Ma mu pozować ! Też coś ! Kim ona jest ? Psem, któremu wystarczy strzelić w ucho jak nie słucha ? Równocześnie zabawiał gości, obsługiwał ich, aż w końcu jako dobry gospodarz żegnał osobiście. W końcu impreza się zakończyła, a ostatnim uczestnikiem była Rin. To był jej zwyczaj, który on doskonale wkuł sobie w pamięć – ostatnia przychodzi, ostatnia wychodzi. Siedziała teraz w fotelu, obserwując i mieszając delikatnie wino w kieliszku. Była taka niesamowicie piękna… I dlatego Asai ją chciał.
- Erm… Rin, mam do ciebie małą prośbę.
- Hm ? Wybacz zamyśliłam się. Już słucham. – te promienie żółtawych lamp tak pięknie zmieniały kolor na czerwień, gdy tylko odpowiednio ustawiło się szkło z alkoholem.
- Chodzi mi o to… no bo… widzisz… Cholera nie wypowiem się. – zniecierpliwiony własnym brakiem słów, mężczyzna potarł mocno czoło. Rin zachciało się śmiać. Ile razy John wykonywał ten sam gest przy jej sprawach ? Nostalgiczny nastrój pogłębiał delikatny półmrok, który nienasycony jeszcze do końca światłem, tworzył nierealną atmosferę, idealną do wspominek…
- Rin, kojarzysz pewnego faceta siedzącego podczas całej imprezy przy barze ? Popijał tylko piwo i patrzył na ciebie dość… uporczywie.
Oczywiście, że go pamiętała. Ten dziwny wzrok, którego nie potrafiła zdefiniować. Półmrok natychmiast przestał być interesujący. Kiwnęła głową na tak, chcąc by manager sam wypluł z siebie zdanie wyjaśniające o co mu chodzi. Co jak co, no ale przy niej chyba potrafił sklecić zdanie. Chyba, że to właśnie ona była przyczyną nagłej utraty umiejętności mówienia… Nieważne. To był dorosły człowiek. Musi sobie radzić z takimi rzeczami.
- Widzisz, on ma na imię Asai, jest malarzem pod moją kuratelą. I  jest taka sprawa… bo on… chce cię na swoją modelkę.
- Zaczekaj moment… Ten Asai ? Taki wielki malarz ?
- Dokładnie. Powiedział, że BARDZO chciałby żebyś została jego modelką i…
- Mówił już o jakichś korzyściach ? – przerwała mu, bo John znów zaczynał owijać w bawełnę.
- Nie, nic nie wspominał.
Rin splotła dłonie. Jeżeli ten malarz nic nie powiedział, oznacza to, że daje jej wolną rękę. Modelka ? Ok., ale istnieje zasady równowartości wymiany. John milczał, patrząc na nią jak bezdomny kundel w deszczowy dzień. Doprawdy, ten chłopak umiał zmieniać mimikę twarzy. Doskonale wiedziała o co mu chodzi. Ponieważ była zmęczona, a chciała żeby manager  ją odwiózł postanowiła przyśpieszyć tempo rozmowy.
- Kiedy i gdzie mogę się z nim spotkać ?
- Zgodziłaś się ?
- John, słuchaj moich słów. – nie chciała już udawać miłej i dobrej. Jest cholernie zmęczona, więc teraz naprawdę trudno ją zmanipulować. Za tą nieudaną próbę perswazji powinna go skarcić wzrokiem zranionej kobiety. Ale nie dziś. Dość już aktorstwa.
- Tak wiem, wybacz. Zaprosił cię jutro o 16.00 do swojego atelier. Zawiozę cię tam, jeżeli zamierzasz…
- Zamierzam. Taksówki ostatnio tak podrożały… - ni stąd nie z owąd zaczęła temat komunikacji. Oczywiście to wszystko było przemyślane. John od razu złapał klucze od samochodu i podał jej płaszcz. Otwierając drzwi, pozwolił jej wyjść jako pierwszej. Posłała mu słodki, zmęczony ale pełen subtelności uśmiech jak delikatna, doskonale wychowana dama. Zmiękły mu nogi. Niby już się nie starał o jej przychylność, ale do cholery, on był facetem ! Jak mogło to na niego nie działać !? Rin nie zamieniła z nim ani jednego słowa, dopóki nie podjechali pod jej blok. Zaprowadził ją pod same drzwi mieszkania 333. Patrzył jak szybko otwiera zamek i przechodzi przez próg. Widział po raz kolejny dlaczego Asai jej pragnął.
- Do jutra o 15.15 ?
- Do jutra o 15.15. Uważaj na siebie w drodze powrotnej, managerze. – cichy melodyjny głos, delikatnie podniesione kąciki ust… Jako malarz bałby się ją zbezcześcić. Ale skoro to Asai…
***
- Asai… - bezwiednie wypowiedziała jego imię. Słyszała o tym imieniu. Jak to opisywali jego sztukę ? Niewiarygodna, niesamowita, wspaniała… Żaden cholerny krytyk nie powiedział o nim złego słowa. Był jednym z najbardziej rozchwytywanych artystów, co było równoznaczne z bogatym zapleczem finansowym. To, że się spotkali na tym przyjęciu musiało być im przeznaczone. Jeżeli naprawdę  jej chce, jego pragnienie może zostać spełnione. Oczywiście za odpowiednią cenę. Prawdopodobnie, gdyby nie fakt, że Asai był sławny i bogaty ona nawet nie zechciałaby się z nim spotkać. Przecież doskonale wiedziała, jak wykorzystywać świat. Ponieważ rzeczywistość była brutalna i nie dawała nic sama z siebie, należało wyrwać jej tyle skarbów ile się da. Bo potem..  potem może już nic nie być.
- Rin ! Ty cholerna kelnerko ! Wracaj do roboty !
Gruba wrzaskliwa suka. Szczerze nienawidziła tej otyłej kucharki, która najchętniej by ją stad wyrzuciła. Jak to dobrze, że właścicielem jest jej mąż ! Przewiązała mocniej fartuch. Chcąc nie chcąc na pierwszym miejscu musi dbać o tę cholerną posadę tutaj i narażenie się komukolwiek byłoby niebezpieczne, szczególnie z jej przeszłością. Ruszyła z tacą do stolika nr 10. Wytrenowany uśmiech natychmiast pozbawił rozsądku siedzącego tam, młodego chłopaka. Jeszcze tylko delikatny dotyk biodrem… i koniec z nim, jest już zadurzony. Jakie to jest cholernie schematyczne. Czy mężczyźni naprawdę muszą być dla niej aż tak łatwi do rozpracowania ?
- Rin ! Słoneczko, jak ja dawno cię nie widziałem ! Daj buziaka ! – lekko podpity, nieogolony facet w średnim wieku unosił ku niej swe tłuste palce. Kolejny cholerny adorator od siedmiu boleści. Czy oni naprawdę nie widzą jej obrzydzenia ? Oczywiście, że nie. Była doskonałą aktorką. I przyciągając takich wielbicieli przyczyniała się do wyższych obrotów tego baru.  Gdyby nie ona… Ach szkoda poświęcać na gdybanie jakiekolwiek słowa. Usadowiła pijanego mężczyznę na krześle, zaproponowała mu najdroższe danie i nakłoniła do zapłacenia z góry. Co za palant. Przyniosła mu potrawę i ignorowała przez resztę czasu jej pracy. Czekała aż przyjedzie John i ją stąd zabierze. Jeszcze dwie godziny. Dwie cholerne, wlokące się godziny !
***
15.45. Za kwadrans powinna tu być. Nie „powinna”. Ona tu będzie. Ponieważ on tego chce. Manager doskonale znał jego charakter i wiedział, że z nim lepiej nie zadzierać. Stał przy dużym, balkonowym oknie i popijając kawę obserwował. Całe swoje życie spędził na obserwowaniu różnych obiektów. Owad, natura, człowiek – absolutnie wszystko mogło być w centrum jego zainteresowań. To było wpisane w jego naturę. To sprawiało, że doskonale znał rzeczywistość i umiał ją w swoich obrazach przekształcać w dowolny sposób. Ponieważ on nie malował z wyobraźni, potrzebował modeli do swych arcydzieł. Żeby cokolwiek utrwalić musiał to poznać wszystkimi możliwymi zmysłami – dotykiem, słuchem, smakiem, wzrokiem, węchem. Wtedy obraz sam z siebie tworzył się w jego głowie, stając się z każdą nową informacją coraz dokładniejszy. Uwielbiał ten proces. Czarny samochód zaparkował na podjeździe. Przyjechali. Widział jak zręcznie wysuwa się z wnętrza samochodu, rozglądając się ciekawie na bok. Miała na sobie ten sam niebieski płaszcz, który ostatnio założyła na pamiętną imprezę. Przez chwilę stali na powietrzu, poczym weszli do środka. Za jakieś parędziesiąt sekund będą u jego drzwi. Ostatni łyk kawy i spodziewane pukanie.
- Wejdźcie !
Cichy skrzyp i dwoje gości przestępujących przez próg. Ona była wciąż tak samo piękna, chociaż jej uroda inaczej prezentowała się w świetle dnia. Ale nic, absolutnie nic nie traciła na swym wyglądzie.
- Asai to jest Rin, Rin to jest Asai.
- Miło mi panią poznać. Jestem zaszczycony, że…
- Panie Asai darujmy sobie konwenanse. Chce pan, żebym była pana modelką. – nie czuła potrzeby owijania w bawełnę.
- Rozumiem aluzję. Owszem. – inteligentna i pewna siebie. Inna.
- Czy w grę wchodzi pozowanie nago ?
- Nago, z ubraniami, które ci przyniosę, z innym uczesaniem, z rekwizytami. Zależy od obrazu – czyżby to nie był jej pierwszy raz ? Sam fakt, że zapytała o coś takiego mógł świadczyć o epizodach z sztuką.
  - Skoro tak, to sugeruję… nie, żądam 200 dolarów za każdą sesję. – była przygotowana do negocjacji, gdyby się nie zgodził. Jej cena mogła spaść do 150, nie mniej. Asai przez chwilę lustrował ją takim dziwnym wzrokiem, jak wtedy na przyjęciu. Na moment w atelier zapanowała głęboka cisza, wśród której rozstrzygały się losy ich ewentualnej współpracy.
- 200 dolarów to dość duża kwota. Ale skoro mam taką piękną muzę, nie będę oszczędzać. Managerze, wysyłaj na jej konto, za każdym razem kiedy zadzwonię, ustaloną kwotę. Rin, wiedz, że właśnie stałaś się moją własnością po i przed pracą.
Poczuł mocne uderzenie w policzek.
- Zapędziłeś się. Plastikowe lale możesz sobie czynić własnością. Ale ja nie należę do nikogo.
- Rzeczywiście, dobrze, że cię wybrałem. Jesteś zupełnie inna od moich dotychczasowych modelek. Z chęcią poznam cię bliżej – ucałował delikatnie jej dłoń. Miała jedwabną skórę. I ta miękkość została na jego placach nawet gdy ją puścił. Ona tylko uśmiechnęła się drwiąco, jakby chciała powiedzieć „Jak wielu” i wyszła. John przez chwilę stał zakłopotany, po czym pożegnał się szybko i wybiegł za nią. Budziła w nim niezwykłe, palące zainteresowanie. Dawno nie czuł takiego niedosytu. Niech jutro nadejdzie szybciej. Bogowie wezmą sobie jego męczarnie przez czas za zapłatę, jako że zesłali mu natchnienie.

2 komentarze:

  1. Robi się coraz ciekawiej.... Biorę się za trzeci rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo interesujące opowiadanie;D

    OdpowiedzUsuń