- Panowie, synchronizacja zegarków i ruszamy. Plan sam się
nie wykona.
***
- Anna, nie widziałaś mojej komórki gdzieś?
- Niestety Rin. A co, zgubiłaś ją?
- Była cały czas w szafce, a teraz jej nie ma… Zastanawiam
się czy nie położyłam jej w kuchni. No nic, poszukam później. Teraz kończy mi
się przerwa. Gdybyś ją zauważyła, to daj mi znać.
Brunetka wyszła z tacką pełną zamówień. Zdarzało jej się już
kiedyś zostawić gdzieś telefon, ale tym razem była pewna, że zostawiła go w
szafce. Chociaż tamten irytujący klient z obrzydliwym żółtym krawatem
przytrzymał ją tak długo przy swoim zamówieniu pytając bezlitośnie o nieistotne
szczegóły 5 dań, że z tego skupienia się na nim mogła później nieopatrznie
gdzieś ją zostawić. Właściwie w tej komórce nie było nic istotnego. Z
przezorności nie umieszczała tam praktycznie żadnych danych, tylko kilka
telefonów typu pizzerie i tym podobne. Chociaż ostatnio przybył numer Asai’ego...
Na wszelki wypadek będzie bardziej uważna przez kilka następnych dni. Może to
tylko złudzenie, ale naprawdę jest w tym coś dziwnego.
- Przepraszam, chciałbym złożyć zamówienie!
- Już idę! – znowu facet w obrzydliwym krawacie. Tym razem
to różowe kaczuszki z czerwonymi dziobkami. Co z tymi ludźmi jest dzisiaj nie
tak?
***
Rin wyszła z pracy niesamowicie zmęczona. Co dziwniejsze jej
komórka znów była na miejscu w szafce pracowniczej. Wcześniej mimo, że
przetrząsnęła swoją półkę nie mogła jej znaleźć. Wyglądało to tak jakby ktoś
„pożyczył” sobie tamten telefon, a potem go zwrócił jakby nigdy nic. To
niepokoiło. Przez umysł przebiegła jej myśl o tym, że zaczęła ją ścigać mafia
rosyjska. „Tylko bez nerwów” upomniała samą siebie. Owszem znała przypadki,
gdzie stosowano takie rzeczy jak zgrywanie informacji z komórek, ale w jej
przypadku nie mogli niczego znaleźć. Posiadała starszy model jeszcze bez
klawiatury qwerty i oprogramowania typu android lub czegoś takiego. Przy jej
przeszłości bezpieczniej było zostawiać jak najmniej informacji, a starsze
telefony wciąż to umożliwiały. W najnowszych cały czas są pobierane dane o
lokalizacji i takie tam różne, które teoretycznie mają wspomóc użytkowanie
najnowszego smartfona, ale praktycznie służą niemalże do śledzenia klienta,
poznawania go coraz bardziej i bardziej aż do granic intymności. Co bardziej
niepokojące, dzieje się to często bez wiedzy zwykłych użytkowników, którzy z
radosną nieświadomością dostarczająca o sobie wciąż więcej i więcej informacji.
W jej telefonie niczego znaleźć nie mogli, bo wyjątkowo uważała na to co w nim
zawiera. Jednakże jeżeli to rzeczywiście mafia rosyjska należałoby uruchomić
wzmożoną ostrożność. Wysiadła dwa przystanki wcześniej z autobusu i rozebrała
telefon na części pierwsze. Przeszukała go dokładnie w celu odnalezienia
ewentualnej pluskwy. Nic nie znalazła. Nawet jednego małego urządzenia. Ale i
tak zmieni telefon na wszelki wypadek. I kartę SIM. Rozejrzała się wokoło.
Nikogo podejrzanego. Zarzuciła plecak i skierowała się inną trasą do domu.
Ostrożności nigdy za wiele.
***
- Nie mogę się dodzwonić ani do Mirandy ani do jej asystentek.
- Asai spokojnie. Przecież minęły zaledwie 3 dni.
- Przy jej tempie pracy powinna mieć już co najmniej
podstawę całego stroju. Ponadto ostatnio jej nie powiedziałem o terminie w
jakim ma skończyć tą pracę. Inna sprawa, ze śmie w ogóle nie odbierać MOICH
połączeń. W końcu znajomość z tak utalentowanym i wspaniałym artystą nie zdarza
się codziennie, więc powinienem być na pierwszym miejscu jeżeli dzwonię.
- Możesz sobie być wielkim malarzem, ale charakteru jesteś
wyjątkowo irytujący –mruknął pod nosem John.
Asai spojrzał na niego z ukosa, ale jako odpowiedź otrzymał
tylko niewinną minę i wzruszenie ramion. Prychnął jak kot, któremu nie
spodobało się, że jego ludzki sługa zareagował inaczej niż się spodziewał.
- Oby to nie był ten komentarz o którym myślę, bo Cię
zwolnię.
- Ależ ja jestem całkowicie niewinny i grzeczny.
John przeciągnął się. Ta sytuacja była tak dobrze mu znana.
Asai wpadł w jeden z tych swoich „artystycznych” humorów i był delikatnie
mówiąc irytujący. Wolałby zdecydowanie spędzić czas z tamtą cudowną dziewczyną
z baru… Rozmarzył się na tyle, by nie słyszeć gadania swojego podopiecznego.
Oprzytomniał dopiero gdy malarz potrząsnął go za ramię. Manager westchnął. Nie
dosyć, że musiał używać zastępczego telefonu, bo wcześniejszy gdzieś wsiąkł w
jego dom, to ponadto musiał użerać się z dorosłym dzieciakiem. Ta praca dawała
tyle samo powodów do załamań nerwowych ile do bycia usatysfakcjonowanym.