niedziela, 2 września 2012

~7~"Nemezis i odrobina niedoli malarza"


Gorący napój o dziwnym, relaksującym zapachu wylądował w rękach Asaiego.
- To powinno skutecznie rozgrzać ci ciało.
- Dzięki. Chociaż i tak czuję się lepiej dzięki twoim opatrunkom.
- Jeżeli zadajesz jakiś cios, musisz wiedzieć jak go potem leczyć. To jedna z wielu zasad zabójcy z mafii rosyjskiej.
- Tak, manager opowiadał mi o tym co przeżyłaś dość ogólnie, ale nie chodzi mi o opis tego co przeżyłaś.
- Czego zatem chcesz ? – Rin usiadła po równoległej stronie stoliczka, ogrzewając dłonie o gorący kubek z herbatą.
- Sama się zorientujesz, gdy zrozumiesz koncepcję obrazu, który mam stworzyć. Mój klient jest zapatrzony w postacie mitologicznie, jednak żaden jego obraz „nie oddaje wnętrza postaci” , jak sam narzeka. Brakuje mu głębi w obrazach. Byłem u niego i widziałem naprawdę świetne płótna. Mimo, że jednak były namalowane przez najlepszych artystów, widać było w nich brak większej oryginalności. Po prostu potraktowali to dość… mechanicznie. Ja chcę ożywić postać emocjami. Postanowiłem namalować Nemezis, bogini zemsty. I tu zaczyna się twoja rola. Ciało masz perfekcyjne do tej roli. Chcę jednak, byś jeszcze wczuła się w bycie duchem wendety. W tym celu zapraszam cię w najbliższą sobotę do biblioteki. Żeby kogoś zagrać, musisz się dobrze przygotować. A ty chyba o tym doskonale wiesz.
- Tak wiem. Byłam w końcu aktorką rosyjskiej mafii. – powiedziała z kwaśnym uśmiechem.  Doskonale pamiętała szkolenie udawania kogoś innego. Ona mogłaby zagrać kamień i nikt by się nie połapał. Mafia rosyjska miała niesamowicie skuteczne sposoby na rozwijanie talentów. Nie do końca łagodne ani właściwie, ale za to niemal niezawodne.
- Otóż właśnie. Oczywiście, jeżeli obraz się uda dostaniesz premię.
- Ile ?
- 15 procent.  Coś około 4 tysięcy.
- Umowa zawarta. – uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem. Lubiła z nim robić interesy. Dobrze na tym wychodziła. Chociaż w tym wypadku musiała użyć umiejętności, która zdobyła w tamtym piekle. Cóż, skoro już ma w sobie co ma, niech to przyniesie jej zyski.
- Rin, powiedz mi trochę o twoim życiu tam. – cichym i trochę proszącym głosem powiedział Asai. Mimo wszystko, ciekawiło go co tam się dzieje.
- To niebezpieczne. – łyk herbaty rozgrzał jej nieco przemarznięte mięśnie.
- Chyba się nie martwisz? – nachylił się ku niej z uwodzącym uśmiechem
- Nie o ciebie, tylko o mnie. Jestem silna, ale nie niepokonana. Ta cholerna wiedza w mojej głowie jest jak bomba. Ale pozbycie się jej jest niemożliwe. Gdybym zaczęła opowiadać ci jak tam było, być może dotarłoby to do złych uszu. A wtedy znowu musiałabym przez to przechodzić… - strach, adrenalina, ciągła ucieczka, podejrzenia dotyczącej każdej osoby... To było coś czego mimo wszystko wolałaby nie powtarzać. Jest silna, ale nie niepokonana. Zasada, która będzie jej towarzyszyła do końca życia.
- A już myślałem, że w końcu doszłaś do momentu gdy się we mnie zakochałaś. – usłyszała udawane rozczarowane.
- Tobie brakuje bardzo wiele, arogancki Artysto, żebym chociaż spojrzała na ciebie w przelocie.
- Nie wiesz co dobre. Wiele kobiet oddałoby niejedno by spędzić ze mną noc.
- Wiele kobiet jest desperatkami.
Spojrzał na nią wrogo. Nie wiedział jak się odgryźć. Zaskoczyła go jej cięta riposta. Nagle do pokoju wtargnął czarny kot. Rin zawołała na zwierzaka „Hrabino” i dała jeść. W jej gestach dało się wyczuć troskliwość właściciela o ukochanego towarzysza. Wtedy dotknęło go to, że ona żyje samotnie w tym niezbyt wyrafinowanym mieszkaniu. Właściwie wydawało mu się dziwne, że taka cudowna dziewczyna jest nadal sama.
- Rin, jesteś piękną dziewczyną. Ale żyjesz jako singiel. Dlaczego ?
- Partnerzy są kłopotliwi. – że też go nagle zainteresowało jej życie prywatne. Co za impertynencja.
- Słucham  ? Dlaczego ?
- Mając kogoś musisz dbać o jego sprawy. Nie wspominam już o irytujących nawykach wniesionych z domu, czy też niewygodnego poczucia hierarchii w rodzinie. Żeby być z kimś powinieneś utworzyć z nim lub nią więź i dbać o nią. To męczące i nie zawsze przynosi efekty.
- Ale przecież trzymasz kota. Tu też musisz się namęczyć. – malarz nie za bardzo lubił zwierzęta. Były dla niego zbyt… wymagały zbyt dużej odpowiedzialności, a on uważał, że jedyną odpowiedzialnością jaką musi nosić, to tylko ta za siebie.
- Kocicę. – Asai spojrzał pytająco, ponieważ jego umysł nie zrozumiał o co chodzi - To ona. Tak, ale znalazłam ją na ulicy w pierwszym tygodniu mieszkania tutaj. Jako małe, została porzucona w kartonie z starymi gazetami. Natychmiast ją przygarnęłam. Dając jej czego potrzebowała, odwdzięczała się oddaniem i posłuszeństwem. W końcu stałyśmy się sobie tak bliskie, że śpimy razem. Prawda, kochana ? – delikatnie popieściła ulubienicę za uszami. Zwierzak usiadł koło Rin, gdy ta ponownie zajęła swoje miejsce przy stole. Wyglądały tak niezwykle majestatycznie i zarazem ciepło, ze artysta poczuł palącą czerwień na policzkach…  Po prostu go to zachwyciło. To rzadkie, by cokolwiek tak po prostu wywoływało u niego rumieńce.  Odtworzy to sobie potem na rysunku. Automatycznie zaczął zapamiętywać jak najwięcej szczegółów. Tak łatwo przestawiał się na tryb malarza… Nie, właściwie to on był nim cały czas. Jego patrzenie na świat było determinowane przez wewnętrzne poszukiwanie inspiracji. Czasem czuł się cholernie samotny idąc przez tłum ludzi i zarazem wiedząc, że oni widzą TYLKO innych ludzi, drzewa i kwiaty, a on AŻ innych ludzi drzewa i kwiaty. Ta różnica objawiała się czasem tak wyraźnie, że Asai by tylko obserwował z okna otoczenie, odcinając się od niego zupełnie. Ale to oznaczałoby dla niego koniec.
- Asai.
- Hm ?
- Zamilkłeś na dłuższą chwilę.
- Och doprawdy ? Wybacz, zamyśliłem się nad byciem artystą. Takie egzystencjonalne rozważania. Nic takiego. – w jakiś sposób nie chciał jej kłamać, bo wiedział, że ona i tak by to zauważyła. Więc po co się trudzić.
- To ciekawe, bo wyglądałeś jakbyś pragnął zainteresowania kogoś twoim wnętrzem.
- Słucham ? Hahaha, to zbyt absurdalne.
- Cóż, widocznie mało siebie obserwujesz. To cię zgubi.
Chwilowa cisza skłoniła malarza do jak najszybszego opuszczenia tego miejsca. Szybko się pożegnał, wskoczył na motor i uciekł. Tak, uciekł. Ponieważ ona prawdopodobnie mówiła prawdę. Nie chciał słuchać o sobie. Naprawdę miał tego dość od dzieciństwa. Cały czas tylko „ty jesteś taki owaki”. Jego matka, ojciec, nawet starsza siostra oceniali go wciąż, mimo , że rozmawiali ze sobą tylko kilka minut dziennie i to w przelocie. Nie znali go, a uzurpowali sobie prawo do czegoś takiego. Nienawidził tego. Dlatego on nie słuchał o sobie. Słuchał o innych. Tak było wygodniej. Skupienie się na innym człowieku jest powodowane tym, że nad my mamy siebie dość. Zajechał przed swoje atelier. Przez moment zapytał siebie „Czy bycie malarzem nie jest jedynie ucieczką od mojej osobowości ?”