wtorek, 7 maja 2013

~12~ "Znalazłem ją, towarzyszu"

John podjechał eleganckim samochodem pod umówione miejsce spotkania. Rin zażyczyła sobie, by nie odbierać jej spod domu. Powodu nie podała, ale natychmiast wskazała miejsce, gdzie mają czekać.
- No to teraz się zejdzie... - mruknął siedzący z tyłu Asai. Garnitur, chociaż dopasowany, wywoływał u malarza irytację oraz uczucie duszenia się. Nienawidził garniturów. Wyglądał jak pajac według samego siebie, mimo że wielokrotnie usłyszał jak świetnie do niego pasuje takie eleganckie ubranie. On wolał luźne ciuchy, najlepiej z materiału odpornego na silne detergenty i rozpuszczalniki. Na parking obok parku wjechała taksówka. Z niej wyszła elegancka kobieta w białym płaszczu. Na ramionach coś się błyszczało. Wyglądała jak szefowa mafii, pełna majestatu i autorytetu. Ta sama kobieta podeszła do ich samochodu i zapukała w szybę. John natychmiast wyskoczył z auta i otworzył Rin drzwi. Ta wsiadła z gracją. Jej piękno było tak cholernie olśniewające... Bardziej niż na pierwszym spotkaniu. Rzadko bywa by drugie wrażenie było lepsze od tego dziewiczego przy pięknych kobietach. A tutaj miał taki wyjątek... Asai potrząsnął głową. Ona ma tylko ładny makijaż i ubranie. Po prostu. Nie ma w niej nic, co mogłoby zostać jakąś pieprzoną obsesją. Musiał się tego trzymać. Samochód zawarkoczał. Przywitała się z nimi krótkim "Dobry wieczór" i nie odzywała się przez resztę drogi. Asai zastanawiał się w ilu jeszcze sprawach ta kobieta będzie inna od zwykłej dziewczyny. Nie kazała na siebie czekać parę wieków, była oszczędna w słowach, nie ekscytowała się byle czym, nie ulegała zewnętrznemu pięknu ani wyćwiczonym manierom. Co za bestia. W końcu zajechali na brukowany dziedziniec. Asai wysiadł pierwszy i otworzył drzwi Rin. Nie trzeba nawet wspominać, że wysiadła z gracją czarnej pantery, ale autorka nie mogła się powstrzymać. Podał jej ramię ukryte w rękawie wysokogatunkowego garnituru, które ujęła z neutralnym humorem. Weszli po marmurowych schodach i przekroczyli próg hebanowych, grawerowanych odrzwi. Lokaj we fraku stojący obok wyciągnął szczupłe ręce po płaszcze. Kobieta oddała okrycie i zapytała:
-Do głównej sali bankietowej ?
- Tak. Zacznijmy wreszcie to show.
Ona uśmiechnęła się kpiąco. Dla niej jego zirytowanie mogło być zabawne. Nagle poczuł chęć rywalizacji. Może jednak postara się zabłysnąć ? I zdobyć większą popularność niż ona ? Kusząca wizja. Tak, zrobi to i przy okazji zobaczy jak wiele wad i niedoskonałości ma ta pozornie idealna kobieta. Takie sytuacje zawsze działają demaskująco. Przybrał na twarz czarujący uśmiech i nadał oczom magnetyzujący blask. Lokaj otworzył przed nimi ciemne drzwi, a oni weszli w światło przyjęcia z wyższych sfer.
*
John obserwował spod ściany całą śmietankę towarzyską świata sztuki - samoistnie pogrupowani obgadywali każdego kto się pojawił, a ich twarze zaciekawiły się dopiero gdy na salę weszli jego podopieczni. Ona jak zwykle sprawiała niesamowite wrażenie. W prostej czarnej sukience do kolan z długimi rękawami, zakończonej u wylotów misterną koronką olśniewała. Ponadto wysoko spięte włosy dawały jej postawie charakteru arystokratycznego urodzenia. "Rin to twoje piękno jest diabelskie" pomyślał manager obserwując Asaiego, który nagle zaczął być duszą towarzystwa. Jak nigdy wcześniej uśmiechał się czarująco i błyskotliwymi odpowiedziami zjednywał sobie serca wpływowych dam i panów. Jednocześnie dyskretnie zerkał na swoją partnerkę, która robiła to samo. Konkurował z nią o popularność, ale dlaczego ? Tego on sam nie rozumiał. Nagle mignęła mu przed oczami znajoma twarz, a po jego plecach przeszły ciarki. Czyżby przeciąg ?
*
- Oczywiście, że praca z panem Asai mnie satysfakcjonuje. Jednak między nami mówiąc na kilka irytujących nawyków.
- Rozumiem co chcesz powiedzieć panienko Rin - starszy, elegancki człowiek zaśmiał się cicho. Podszedł do niego jeden z lokai i szepnął coś na ucho. Starszawy dżentelmen zmarszczył lekko brwi. - Wybacz mi, ale jedna osobistość koniecznie chce mnie zobaczyć. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy kiedyś. Rozmowa z tak uroczą, młodą damą uszczęśliwiła takiego staruszka jak ja. Do widzenia.
- Mi również było miło. Do widzenia panie Morisaki - subtelny sympatyczny uśmiech na pożegnanie. Co za miła osoba. Chociaż wydawał się na początku nieco wyniosły. Poczuła mocniejsze ssanie w żołądku. Zdecydowanie powinna coś zjeść. Podeszła do zastawionego stołu i wybrała starannie najbardziej kaloryczne i zagłuszające głód dania w niezbyt wielkich ilościach. Etykieta nie pozwala jadać zbyt dużych porcji, ale bywalcy salonów wiedzą co wybierać by się najeść. Nagle przeszedł obok niej cudzoziemiec z rosyjskim akcentem. Jej ciało lekko zesztywniało, a adrenalina podniosła się. Skarciła siebie za panikowanie. Nie każdy Rosjanin należy do mafii. Rozluźniła mięśnie, chociaż część adrenaliny towarzyszyła jej do końca przyjęcia.
***
- Towarzyszu Wassiliew, znalazłem ją.

posted from Bloggeroid