sobota, 24 listopada 2012

~9~ "Co to do diabła było ?"

Patrzył na nią, gdy smukłymi  palcami gładziła beżowe stronice ksiąg. Wodził bezczelnie wzrokiem po odkrytym karku, szyi, ponętnie wystających obojczykach. Na opuszkach własnych dłoni ponownie poczuł wrażenie niezwykłej delikatności. Nie rozumiał, dlaczego budziło się w nim pragnienie dotyku. Jego dotychczasowe modelki służyły mu za idealny obiekt do zaspokojenia żądz seksualnych, ale żadna nie wzbudzała tego typu zachcianek... Sam nie wiedział czy to już nie jest palące pragnienie. Ta płynąca pod palcami łagodność jej skóry wciąż tańczyła na skraju świadomości. Niesforna, nieokreślona i niepokojąca. Szlag by trafił tą niesamowitość. Tylko raz jej spróbował i teraz chciał więcej. Dużo więcej. Nie rozumiał. On, wielki Asai został chyba usidlony przez jakąś kobietę. Rin odchyliła głowę do tyłu. Jej hebanowe włosy spięte w kok tak bezwstydnie odsłaniały jasną skórę przyoblekającą kości. Nie panował nad ręką, która bezwiednie sunęła do tej odkrytej szyi. Był kilka centymetrów od upragnionego celu...
- Asai, twoja dłoń jest niebezpiecznie blisko mnie.
- Ach... Tak. Pomyślałem, że mogę Cię dotykać kiedy zechcę.
- Jeżeli chcesz to zrobić, to mi powiedz. Czynię to dla mojego dobra. Nie chciałabym trafić do więzienia za zabójstwo podczas obrony.
- Też wolę pozostać żywy. Jest jeszcze tyle dziewcząt do rozdziewiczenia. - udawał płytkiego. Tak naprawdę życie samo w sobie było niezbyt ciekawe. To czego w nim szukał, odzwierciedlał w sztuce. Chciał piękna. Tylko i aż. Rzadko udawało mu się znaleźć swój cel. Ale teraz miał go obok siebie. Rin stanowiła ucieleśnienie poszukiwanej kwintesencji piękna zewnętrznego. Jego muza.
- Mogę Cię dotknąć ?
- Byle nie seksualnie.
Drżał gdy zbliżał się do wystawionej dłoni. W chwili kontaktu uderzył w niego ogrom wrażeń. Płynąca, specyficzna, niepowtarzalna doskonałość zawarta w delikatnej jak jedwab powłoce cielesnej... Co za miraż... To zbyt wiele. Czuł, że ma już dość i zarazem mu wciąż mało i mało... Co za pętla... Przycisnął wargi do dłoni, nozdrzami łapał subtelną woń kobiety. Nie zwracał uwagi na jej szok, dla niego istniała w tej chwili tylko ta wspaniałość, jaką była jej skóra. Bezwiednie pocałował lekko jeden palec, potem drugi, kierując się ku nadgarstkowi. Wtedy poczuł stanowcze szarpnięcie. To go obudziło. Odrzucił precz rękę, ale w jego oczach nadal przemykało szaleństwo. Dopiero odzyskiwał zmysły. Co to do diabła było ?