niedziela, 15 lipca 2012

~6~Pierwszy pokaz byłej zabójczyni.


Asai położył trochę pieniędzy na stole i szybko wyszedł, zostawiając Johna samego z niekończoną butelką sake. Manager oparł brodę na splecionych placach. Jego zmatowiały wzrok  obserwował pośpieszne ruchy malarza i warkliwy odjazd. Doskonale wiedział, gdzie jedzie ten Artysta. Zapewne w jego głowie zrodził się niesamowity pomysł. Jaka szkoda, że Rin jest teraz w pracy i kończy dopiero za dwie godziny. Przeniósł oczy na alkohol. Za każdym razem gdy sobie przypominał o jej przeszłości, upijał się. To były sprawy, o których on nie potrafił myśleć na trzeźwo. Zbyt straszne, brutalne, absurdalne.  Powinien wrócić do domu. Upijanie się w miejscu publicznym jest mimo wszystko niewłaściwe.
***
Asai wpadł gwałtownie do swojego atelier. Szukał adresu zamieszkania Rin wśród wszystkich papierków, jakie znajdowały się na stole. W końcu znalazł. Zadzwonił do niej.
- Rin, przy telefonie.
- O której kończysz pracę ?
- Dziś o 16.00. Mam się u ciebie zjawić ?
- Nie, już wiem co chciałem.
Zakończył połączenie. Dziś to on znajdzie się w innym miejscu. Zaczął rozmyślać nad strategią rozmowy. Dobry plan toczenia konwersacji to połowa sukcesu. Drugą połową jest fart.
***
„Co jest z nim nie tak ?” Rin chowała komórkę mocno skonsternowana. Ten malarz ma tupet. Dzwoni, zadaje dziwne pytanie i kończy rozmowę. Czy on musi ją irytować jeszcze bardziej ? Co jest z tym wszechświatem ? Codziennie ma zszargane nerwy. Czasem pragnie końca tej planety bardziej niż kiedykolwiek. Jeszcze jakieś półtorej godziny. Minuty wlokły się niemiłosiernie, dopóki nie wpadła w stały rytm pracy. Wtedy czas odrobinę przyśpieszył. Kręcąc się z wrodzonym wdziękiem wśród spoconych klientów baru, uśmiechała się i uwodziła spojrzeniem. TYLKO spojrzeniem. Jej taktyka – wzbudzić zainteresowanie, sprawiając tym samym by ktoś zamawiał więcej niż chciał, bo a nuż się zdarzy, że znów do niego podejdzie. Jak gra w totolotka – widzisz, że ktoś wygrywa, zatem czemu nie spróbować ? Najpierw jeden los, potem drugi. Ciągle ktoś zdobywa nagrodę. Kiedyś może ci się poszczęści. Wodzili za nią wzrokiem, pieścili jej ciało w myślach – ten bar był dla nich pewnego rodzaju machiną dla masochistów.  Większość przychodziła tu, by zobaczyć Rin, a niektórzy może nawet snuli śmiałe plany zdobycia tej zjawiskowej kobiety. Jednak cała ta gromada marzycieli zdawała sobie sprawę z idiotyzmu własnych planów. Ona nie umówi się z żadnym z nich. Są dla niej zbyt pospolici. Jak plebs dla władczyni. A jednak bywali tu tak często jak tylko mogli, chociaż to tylko mogło powodować bolesne podniecenie, zażenowanie i inne negatywne emocje. Jednak zdobyć chociaż przez chwilę jej wzrok, zajrzeć na sekundę w oczy – to było coś na co liczyli za każdym razem. Ich nagroda za wybieranie tego nędznego baru, z niezbyt wyrafinowanym jedzeniem o równie mało subtelnych cenach, które jednak nie przekraczały granicy zdrowego rozsądku. Kiedy ona kończyła pracę, lokal szybko pustoszał. Wtedy najbardziej widoczne było ile osób sprowadza tu jej osoba. Nareszcie wybiła upragniona godzina wyjścia do domu. Szybko się przebrała, zabrała swoją wypłatę i skierowała się do banku. Wpłaciła część pieniędzy na konto, resztę zatrzymała. Wróciła do domu jadąc zapchanym autobusem, który zwyczajnie śmierdział od kondensacji zapachów ludzkiego ciała. Często się wtedy zastanawiała czy tego typu transport nie powinien być zakwalifikowany do zagrożenia biologicznego. Wyszła w końcu z dusznego pojazdu. Na zewnątrz nie było wiele lepiej. Mieszkała w mieście, więc tu wciąż pachniało spalinami, problemami, niedokończonym a wyrzuconym jedzeniem, przesadnie zadbanymi zwierzętami. Na jej szczęście mieszkała w całkiem przyjemnej okolicy, otoczonej drzewami i parkiem, chociaż dość niebezpiecznej, gdy następowały cieplejsze noce, a pijani ludzie szukali rozrywek. Podeszła do drzwi od mieszkania. Wyciągnęła klucze, a przy okazji składany nóż. Udając, że otwiera, poczekała, aż kroki za nią zbliżą się na tyle by mogła zaatakować. „Nie pośpiesz się. Prawdziwy zabójca zawsze panuje nad czasem, a nie czas nad nim”. Oparła rękę o klamkę. Odwróciła się nagłym kopniakiem, trzymając się drzwi jako podpórki. Intruz nie zdążył się uchylić, dostał w brzuch, co zachwiało jego równowagę. Upadł. Rin natychmiast się przy nim znalazła, usiadła na nim okrakiem, unieruchomiła jego nogi swoimi, a dłonie złożyła w taki sposób, że mogła je trzymać spokojnie jedną ręką, by się nie ruszały. Prawą dłonią przyłożyła nóż do gardła nieznajomego. Widać było, że to mężczyzna, chociaż ten kask na jego głowie uniemożliwiał dalszą identyfikację.
- Kim jesteś ? – brzmiała tak zimno i groźnie, że niejeden już na sam jej ton dostałby zawału. W jej oczach kryła się opanowana dzikość, kontrolowane szaleństwo. Ciemność.
- A jednak to prawda. Widać, że miałaś niezłe szkolenie w tej rosyjskiej mafii.
- Asai ? – poznała ten głos od razu. Jednak nie puściła go jeszcze. Odsunęła szybkę kasku. Rzeczywiście. To ten cholerny malarz.
- Yeah, to ja. Mogłabyś mnie puścić.
- Idiota. Mogłam cię tutaj zabić. Zresztą i tak już masz rozciętą wargę. – ciemność w oczach rozpłynęła się.
- To przez ten kopniak. Kiedy straciłem równowagę wbiłem sobie zęby w dolną część ust. Puść mnie.
Uwolniła go. Wstał, jednak nie wyprostował się od razu. Czuł ból w trzewiach. Co za siła.
- Chodź do środka. Tam ci pomogę.
Otworzyła drzwi, by mógł się dostać. Nie pomagała mu się poruszać. Niech trochę pocierpi. To kara za budzenie w niej instynktu mordercy w tak nieodpowiedzialny sposób. Prawdziwy idiota. Ale już wie. O tym, że kiedyś należała do rosyjskiej mafii.